Kocham mój śpiwór! Noc była naprawdę bardzo zimna, a mnie było nawet ciut za ciepło. Tuż po przebudzeniu widzę parę pojawiającą się wraz z wydychanym powietrzem – mogło być zaledwie kilka stopni. W takiej sytuacji (i o godzinie 5 rano) wyjście z nagrzanego śpiwora to bardzo odważne posunięcie. Po 15-minutowej walce ze swoim ciałem i umysłem decyduję się na ten godny podziwu krok i zabieram się za pakowanie. Mimo że wciąż śpię, udaje mi się zebrać swój kramik. Szybkie śniadanie i w drogę, bo przed nami do pokonania duży dystans. Prawie cały dzień spędzamy w ciężarówce, przejeżdżamy chyba ponad 500 km.
Na nocleg zatrzymujemy się w pobliżu rzeki Oranje, która stanowi naturalną granicę pomiędzy RPA i Namibią. Jeszcze dzisiaj zostajemy po stronie RPA. Jest ciepło i przyjemnie, jakby klimat nagle złagodniał. Kemping jest duży i bardzo dobrze utrzymany. Mamy bar nad brzegiem Oranje i czyste łazienki. Zachód słońca podziwiam nad rzeką, popijając przy tym zimne piwko. Życie jest piękne!
Kolejny dzień zaczynamy od spływu po Oranje. 8 km wiosłowania to nie przelewki! R. jest bardzo dzielny i bierze wiosłowanie na siebie – my z M. jedynie mu pomagamy. Rzeka jest spokojna niczym jezioro, jakby zupełnie nie było w niej żadnego prądu. Na całej trasie tylko dwa razy zwiększamy prędkość, poza tym mamy spokojny wodny spacer. Po spływie jestem tak zmęczona i głodna, że lunch jest po prostu niezbędny! Dopiero z pełnym żołądkiem można ruszać w dalszą podróż – na granicę z Namibią. Przekraczamy ją wczesnym popołudniem. Już tutaj zaczynam zauważać pewne zmiany – wszystko zaczyna być jeszcze bardziej „afrykańskie”. To detale, które wywołują mimowolny uśmiech. Całkowity luz i brak pośpiechu, nawet na granicy, gdzie –wydawałoby się – wszystko powinno chodzić jak w zegarku. Po prostu: „No hurry in Africa!” 🙂
Formalności trwają bardzo, bardzo długo, i kiedy w końcu udaje nam się oficjalnie stanąć na namibijskiej ziemi, postanawiamy uczcić tę chwilę, zatrzymując się na lody w fast foodzie na stacji benzynowej. I tu spotyka mnie kolejne zadziwienie, bo nigdy nie pomyślałabym, że kilka osób może czekać pół godziny na lody z automatu, i to w dodatku w fast foodzie… A jednak to możliwe! 🙂
Po południu pokonujemy jeszcze trochę kilometrów i w końcu docieramy do drugiego co do wielkości kanionu na świecie. Tak, znajduje się on właśnie w Namibii! Niestety, czas nie był naszym sprzymierzeńcem, bo zjawiliśmy się na miejscu tuż po zachodzie słońca. Mimo to robię masę zdjęć, bo miejsce jest naprawdę nieprawdopodobne – ogromna przestrzeń zatrzymuje oddech, a wolność czuć na wyciągnięcie ręki. Kanion rzeki Fish jest największym kanionem w Afryce, jego długość dochodzi do 160 km, szerokość do 27 km, a głębokość miejscami nawet na 550 m. To robi wrażenie!
Pierwszy kemping w Namibii jest zupełnie inny niż poprzednie miejsca. Trawę zastąpił wszechobecny suchy piasek. Sceneria jest całkiem różna od tej z poprzedniego dnia nad rzeką. Dziś czeka nas kolejna noc prawie bez snu i pobudka o 4 rano, by następnego dnia znów móc przemierzać ciężarówką afrykańskie pustkowia oraz cieszyć się z każdej nierówności na drodze i promyka namibijskiego słońca na policzku…
•••
I love my sleeping bag! The night was really cold but for me it was even a bit too warm. Right after waking up I can see vapor showing up with the exhaled air – it must be just a few degrees Centigrade. In such a situation (plus, at 5:00 a.m. in the morning) leaving your warm sleeping bag is a truly bold move. After 15 minutes of fighting against my mind and body I venture this admirable step and get down to packing my stuff. Although still partly asleep, I manage to pack up my stall. A quick breakfast and off we go as we have a long way to cover. We spend almost the whole day in the truck, presumably we drive over 500 km.
We stop to overnight near the Oranje River which is a natural border between South African Republic and Namibia. It’s warm and nice, as if the climate became suddenly milder. The camping area is vast and very well kept. We have a bar at the riverside of Oranje and clean bathrooms. I admire the sunset at the riverbank drinking cold beer. Life is so beautiful!
We start the next day with a canoeing trip on Oranje. 8 kilometers of paddling is no picnic! R. is very brave and shoulders the drudgery – me and M. just help him a bit. The river is calm as a lake, as if there were no current. On the entire route we increase speed only twice, besides we enjoy a calm water stroll. After the trip I am so exhausted and hungry that lunch is simply an imperative! Only with a full stomach can we move on to the next point of our journey – the border of Namibia. We cross it in the early afternoon. Already here I begin to notice slight changes – everything appears more “African”. These are just details that bring out an involuntary smile. A total ease and lack of haste, even on the border where, seemingly, everything should go like clockwork. Simply: “No hurry in Africa!” 😉
The formalities take a long, long time and when we eventually manage to put our feet on Namibian ground, we decide to celebrate this moment with ice-cream at a gas station. And here I am surprised again as I’d never think a few people would need to wait half an hour for ice cream from an automatic dispenser… And yet it is possible! 🙂
In the afternoon we cover another couple of kilometers and finally we reach the second biggest canyon in the world. Yes, it is here, in Namibia! Unfortunately the time was not on our side because we turned up right after the sunset. Even so I take a few photos because the place is really incredible – a huge space is breathtaking and freedom can be felt in the air. The canyon of the Fish river is the biggest one in Africa, its length reaches 160 km, width goes up to 27 km and depth even 550 m. That is impressive!
The first camping in Namibia is completely different from the former ones. The grass is replaced with omnipresent sand. The scenery is also different from the previous day’s one. Today we will have another night with hardly any sleep and waking up at 4 a.m. so as the next day you can traverse the wilds of Africa with a truck and enjoy every single unevenness of the road and ray of Namibian sunshine on your cheek…